Pamięci Moich Przyjaciół
Wszystkie psy, te których fizycznie już z nami nie ma, jak i te, które obecnie z nami mieszkają to psy zdobyczne
- z ulicy, ze schronisk, wyratowane z wiejskich podwórek - wieczni tymczasowicze, którzy po długich poszukiwaniach
własnego domu ostatecznie zostawały z nami na stałe. Starzały się przy nas i cieszyły swoją obecnością tak długo,
jak długo było im dane.
Wśród zamieszczonych poniżej psów są te wypatrzone/adoptowane przeze mnie i te, które dzięki swoim wolontariuszom,
niezastąpionym, wyjątkowym ludziom doczekały ratunku i zamieszkały w psim domu na zasadach hotelu.
...... łączy je jedna wspólna historia
- wszystkie zostały uratowane od cierpienia, głodu, zimna, chorób
i okrucieństwa i dostały szansę na szczęśliwe, normalne życie.
Każdy z nich jest inny, każdy ma szczególny sposób bycia, którym opowiada nam swoją historię i przeżycia z przeszłości
- słuchamy naszych psów, pielęgnujemy, próbujemy wynagrodzić krzywdy, które wyrządził im ktoś, kogo kiedyś bardzo
kochały. Staramy się zasłużyć na ich zaufanie i przekonujemy, że nie każdy człowiek jest zły.
Tulimy, pielęgnujemy, dajemy poczucie bezpieczeństwa, dbamy.
Po prostu kochamy.
- z ulicy, ze schronisk, wyratowane z wiejskich podwórek - wieczni tymczasowicze, którzy po długich poszukiwaniach
własnego domu ostatecznie zostawały z nami na stałe. Starzały się przy nas i cieszyły swoją obecnością tak długo,
jak długo było im dane.
Wśród zamieszczonych poniżej psów są te wypatrzone/adoptowane przeze mnie i te, które dzięki swoim wolontariuszom,
niezastąpionym, wyjątkowym ludziom doczekały ratunku i zamieszkały w psim domu na zasadach hotelu.
...... łączy je jedna wspólna historia
- wszystkie zostały uratowane od cierpienia, głodu, zimna, chorób
i okrucieństwa i dostały szansę na szczęśliwe, normalne życie.
Każdy z nich jest inny, każdy ma szczególny sposób bycia, którym opowiada nam swoją historię i przeżycia z przeszłości
- słuchamy naszych psów, pielęgnujemy, próbujemy wynagrodzić krzywdy, które wyrządził im ktoś, kogo kiedyś bardzo
kochały. Staramy się zasłużyć na ich zaufanie i przekonujemy, że nie każdy człowiek jest zły.
Tulimy, pielęgnujemy, dajemy poczucie bezpieczeństwa, dbamy.
Po prostu kochamy.
Pamięci tych, którym udało się przetrwać i wszystkich, które nie doczekały pomocy.
Odeszły niczyje i niechciane, w ostatnich chwilach życia trzymane za łapę przez strach i samotność,
obolałe z miłości zamienionej przez ludzki egoizm i okrucieństwo w ciche cierpienie.
Setki psich istnień, o których świat nigdy się nie dowie.
Pamięci Buby, Balbiny i Beti.
Pamięć, tyle tylko mogę Wam dać, kiedy już nikt nie będzie pamiętać.
Odeszły niczyje i niechciane, w ostatnich chwilach życia trzymane za łapę przez strach i samotność,
obolałe z miłości zamienionej przez ludzki egoizm i okrucieństwo w ciche cierpienie.
Setki psich istnień, o których świat nigdy się nie dowie.
Pamięci Buby, Balbiny i Beti.
Pamięć, tyle tylko mogę Wam dać, kiedy już nikt nie będzie pamiętać.
BUBA
Buba spędziła w schronisku 8 lat, 8 lat za kratami, w klatce wielkości szpilki, 8 lat czekania na cud, 8 lat nadziei, że znajdzie się ktoś, dla kogo będzie ważna, 8 lat beznadziei i tęsknoty, a kiedy do psiego schroniskowego życia zapukała choroba, resztę życia Buba spędziła w bólu kojonym marzeniami niekochanego psa - marzeniami o miękkim posłaniu, o pełnej misce, trawie pod łapami zamiast betonowego boksu, o rękach które pogłaszczą i głosie, który zawoła - Buba marzyła o domu.
Na swój ostatni spacer, jeden z nielicznych w ciągu tych 2650 dni spędzonych w ciasnej klatce, pojechała do lecznicy. Sama, nie było przy niej nikogo kogo znała - już nigdy nie wróciła...
Wypatrzyłam ją na stronie wolontariuszy schroniska, znałam z jednego małego zdjęcia, ale nie potrzeba było więcej żeby stała się dla mnie kimś bardzo wyjątkowym. Wiara w życie i dobroć biła z każdego centymetra jej cudnego, uśmiechniętego futra.
Czas mijał, w kolejce po ratunek nieustannie pojawiały się psy, wydawało się w gorszym stanie i większej potrzebie, takie które nie miały już czasu na czekanie, Buba w tamtym okresie miała mieć się dobrze - takie optymistyczne były dochodzące do mnie za każdym razem wieści, aż któregoś razu na kolejne pytanie o jej stan, ktoś napisał, że Buba nie żyje.... Pojechała na badania poza schronisko i już nie wróciła.
Długo łudziłam się nadzieją, że ją znajdę, że to była pomyłka z imieniem, z numerem, że moja Buba jest - siedzi dalej w swojej małej klatce i czeka na cud. Ten cud miał się wydarzyć, myślałam, że mam czas, że zdążę jej pomóc... Nie zdążyłam.
BALBINA
"Balbinka kiepsko, ale jeszcze jakoś żyje" - to fragment wiadomości przekazanej mi o stanie suni odkąd pojawiły się jej zdjęcia, dzięki czemu dostała jakąkolwiek szansę na pomoc. Miałam złe przeczucie, obawiałam się, że nie dane nam będzie pomóc Balbinie.
Na wszystko było za późno. Wystarczyło spojrzeć - pełne bólu, samotności i cierpienia, psie kruche życie.
Balbina nie miała nikogo, w schronisku spędziła życie w klatce, bez spacerów, bez wolontariuszy. Była jednym z tych psów, który nawet nie miał tej mikroskopijnej dawki szczęścia w schroniskowej rzeczywistości - nie miał wolontariusza, ani jednej osoby, która chociaż czasami powiedziałaby coś tylko do niej, popatrzyła tylko na nią i poświęciła jej kilka minut uwagi. Balbina była sama jak palec i umarła sama, wyczerpana chorobą, przeszyta bólem, zupełnie niczyja.
BETI
Z deszczu pod rynnę - Beti nie doczekała niczego więcej. Z interwencji, po życiu spędzonym w gospodarstwie na łańcuchu, w cierpieniu, poniewierana, bita, głodzona, trafiła prosto za kraty - tam spędziła ostatnie lata życia, na powrót w byle jakiej budzie, zimnie i nieszczęściu. Któregoś zimowego poranka znaleziono ją w schroniskowej klatce martwą - dlaczego? Oficjalna wersja to skręt żołądka, nieoficjalna - chciałabym wierzyć, że żadna z możliwych. Pewne jest jedno, Beti nie wiedziała po co żyje, nigdy nie poznała sensu psiego istnienia, nie zaznała ludzkiego ciepła i opieki, która mogłaby jej uzmysłowić, że stan, w którym spędziła calusieńkie życie - smutek, rezygnacja i bezsilność, to nie jedyne uczucia, jakie może nosić w sobie piękna psia dusza...
Dziesiątki psów dzielą ten sam los, są wśród nich takie, które bardzo się kocha, zanim się je w ogóle pozna.
Takie jak Buba, Balbina i Beti, których nigdy się nie zapomina.
Czasem wystarczy zobaczyć je tylko raz, wystarczy jedno zdjęcie, jedno spojrzenie. Wchodzą do głowy i serca głęboko, są "Twoje", są kochane, ale..... nigdy się o tym nie dowiedzą.
Buba spędziła w schronisku 8 lat, 8 lat za kratami, w klatce wielkości szpilki, 8 lat czekania na cud, 8 lat nadziei, że znajdzie się ktoś, dla kogo będzie ważna, 8 lat beznadziei i tęsknoty, a kiedy do psiego schroniskowego życia zapukała choroba, resztę życia Buba spędziła w bólu kojonym marzeniami niekochanego psa - marzeniami o miękkim posłaniu, o pełnej misce, trawie pod łapami zamiast betonowego boksu, o rękach które pogłaszczą i głosie, który zawoła - Buba marzyła o domu.
Na swój ostatni spacer, jeden z nielicznych w ciągu tych 2650 dni spędzonych w ciasnej klatce, pojechała do lecznicy. Sama, nie było przy niej nikogo kogo znała - już nigdy nie wróciła...
Wypatrzyłam ją na stronie wolontariuszy schroniska, znałam z jednego małego zdjęcia, ale nie potrzeba było więcej żeby stała się dla mnie kimś bardzo wyjątkowym. Wiara w życie i dobroć biła z każdego centymetra jej cudnego, uśmiechniętego futra.
Czas mijał, w kolejce po ratunek nieustannie pojawiały się psy, wydawało się w gorszym stanie i większej potrzebie, takie które nie miały już czasu na czekanie, Buba w tamtym okresie miała mieć się dobrze - takie optymistyczne były dochodzące do mnie za każdym razem wieści, aż któregoś razu na kolejne pytanie o jej stan, ktoś napisał, że Buba nie żyje.... Pojechała na badania poza schronisko i już nie wróciła.
Długo łudziłam się nadzieją, że ją znajdę, że to była pomyłka z imieniem, z numerem, że moja Buba jest - siedzi dalej w swojej małej klatce i czeka na cud. Ten cud miał się wydarzyć, myślałam, że mam czas, że zdążę jej pomóc... Nie zdążyłam.
BALBINA
"Balbinka kiepsko, ale jeszcze jakoś żyje" - to fragment wiadomości przekazanej mi o stanie suni odkąd pojawiły się jej zdjęcia, dzięki czemu dostała jakąkolwiek szansę na pomoc. Miałam złe przeczucie, obawiałam się, że nie dane nam będzie pomóc Balbinie.
Na wszystko było za późno. Wystarczyło spojrzeć - pełne bólu, samotności i cierpienia, psie kruche życie.
Balbina nie miała nikogo, w schronisku spędziła życie w klatce, bez spacerów, bez wolontariuszy. Była jednym z tych psów, który nawet nie miał tej mikroskopijnej dawki szczęścia w schroniskowej rzeczywistości - nie miał wolontariusza, ani jednej osoby, która chociaż czasami powiedziałaby coś tylko do niej, popatrzyła tylko na nią i poświęciła jej kilka minut uwagi. Balbina była sama jak palec i umarła sama, wyczerpana chorobą, przeszyta bólem, zupełnie niczyja.
BETI
Z deszczu pod rynnę - Beti nie doczekała niczego więcej. Z interwencji, po życiu spędzonym w gospodarstwie na łańcuchu, w cierpieniu, poniewierana, bita, głodzona, trafiła prosto za kraty - tam spędziła ostatnie lata życia, na powrót w byle jakiej budzie, zimnie i nieszczęściu. Któregoś zimowego poranka znaleziono ją w schroniskowej klatce martwą - dlaczego? Oficjalna wersja to skręt żołądka, nieoficjalna - chciałabym wierzyć, że żadna z możliwych. Pewne jest jedno, Beti nie wiedziała po co żyje, nigdy nie poznała sensu psiego istnienia, nie zaznała ludzkiego ciepła i opieki, która mogłaby jej uzmysłowić, że stan, w którym spędziła calusieńkie życie - smutek, rezygnacja i bezsilność, to nie jedyne uczucia, jakie może nosić w sobie piękna psia dusza...
Dziesiątki psów dzielą ten sam los, są wśród nich takie, które bardzo się kocha, zanim się je w ogóle pozna.
Takie jak Buba, Balbina i Beti, których nigdy się nie zapomina.
Czasem wystarczy zobaczyć je tylko raz, wystarczy jedno zdjęcie, jedno spojrzenie. Wchodzą do głowy i serca głęboko, są "Twoje", są kochane, ale..... nigdy się o tym nie dowiedzą.
CHCESZ POZNAĆ MOJĄ HISTORIĘ? - KLIKNIJ W ZDJĘCIE.